Star Wars: The Old Republic: Szczury Coruscant

Zablokowany
Awatar użytkownika
AT
Posty: 744
Rejestracja: pt 31 sie, 2007
Lokalizacja: Blackbourn
Kontakt:

Star Wars: The Old Republic: Szczury Coruscant

Post autor: AT »

- Zamknąć gródź! - Wrzasnąłem, wbiegając do środka i omal nie wywróciłem się o leżące pode mną zwłoki twi'leka. W ostatniej chwili Sato chwycił mnie za ramię i podtrzymał.
Obaj w panice patrzyliśmy, jak gródź zatrzaskuje się z głośnym sykiem, odgradzając nas od nieustannej kanonady blasterów, dział i eksplozji, które towarzyszyły przelotom bombowców należących do Sithów.
- Ashaar! – Faera rzuciła mi karabin blasterowy, a ja chwyciłem go nieudolnie. Obróciłem go w dłoniach i dopiero wtedy dotarło do mnie, jak bardzo był ciężki i nieporęczny, ale w obecnej sytuacji nie będę patrzył darowanemu Tauntaunowi w zęby.
Spojrzałem po moim oddziale. Z całej grupy, zostało nas już tylko czworo. Brudni i wyczerpani, zbieraliśmy siły przed kolejnym, rozpaczliwym zrywem w nieznane. Nie mieliśmy żadnego planu, ani nawet zielonego pojęcia o tym, co się właściwie stało. Wiedzieliśmy tylko, że są dwie opcje – rozmowy pokojowe na Alderaanie zakończyły się fiaskiem albo po raz kolejny Republika wpadła w pułapkę Sithów.
- Faera, spróbuj wysłać ostrzeżenie do Jedi, którzy wyruszyli na Alderaan – powiedziałem wskazując na najbliższą konsolę – Musimy się z nimi skontaktować, szybko!
Sam włączyłem komunikator zamontowany w hełmie i podjąłem próbę nawiązania kontaktu z resztą naszych sił.
- Tu porucznik Ashaar Vithol, oddział sił specjalnych Republiki. Czy ktoś mnie słyszy? – Odpowiedziały mi jedynie szmery zagłuszeń – Powtarzam, tu porucznik...
Sato chwycił mnie za ramię.
- Szefie, to nic nie da. Krążowniki Sithów muszą blokować nasz sygnał. To dobra taktyka, która może im zapewnić dodatkową przewagę.
Wiedziałem, że ma rację. Mimo wszystko, jakaś cząstka mnie liczyła na to, że ktoś usłyszy nasze rozpaczliwe wołanie o pomoc. Jednak kiedy Faera spojrzała na mnie znad panelu kontrolnego i przecząco pokręciła głową straciłem tą nadzieję.
- Jakiś pomysł co dalej? - Zapytał ostatni z naszej czwórki, młody saper imieniem Tresh. Siedział na posadzce już od dłuższego czasu, z zawzięciem usiłując opanować drżące dłonie, a teraz patrzył na nas szeroko otwartymi oczami. Nie miałem dla niego żadnej odpowiedzi.
Spojrzałem za jedno z rozbitych okien. Coruscant upadło. Nie mieliśmy wystarczających sił, by odeprzeć zmasowany atak tak wielu jednostek wroga. Zresztą, nikt z nas, nie spodziewał się, że taka sytuacja jak teraz będzie miała w ogóle miejsce. Wrzaski, chaos, spustoszenie i ryki agonii, wypełniły ulice, gdy ogromna wieża runęła wprost na jedno z osiedli mieszkalnych, kompletnie je demolując i pokrywając wszystko dookoła pyłem. W oddali, w samym środku pogorzeliska, które jeszcze niedawno było tętniącym życiem miastem, stała rozpadająca się Świątynia Jedi, z której wnętrza wydobywał się czarny, gęsty dym z rozbitego transportowca Republiki. Czy ci, którzy strzegli potęgi Mocy od tysięcy lat nagle, tak jak my, niczym szczury, byli zmuszeni chować się przed napierającym ogniem nieprzyjaciół?
Patrzyłem przerażony, nie wiedząc, czy to wszystko dzieje się na jawie, czy jest jedynie snem, z którego obudzę się z wrzaskiem, gdy przyjdzie mi w nim umrzeć. Jednego byłem pewny – nie zostanę tu gdzie jestem. Nie dam podprowadzić się imperialnym żołdakom pod ścianę i rozstrzelać ku uciesze ich podłego pana. Ścisnąłem mocniej karabin i odwróciłem się w kierunku moich towarzyszy.
- Musimy... - Zacząłem, ale w tym momencie potężna eksplozja powaliła nas na ziemię. Gródź, trzeszcząc niemiłosiernie, wytrzymała ostrzał, ale wygięła się do środka. Kolejny taki pocisk i dostaną nas w swoje łapy. Podniosłem się na nogi, nie próbując nawet otrzepywać się z kurzu. Nie było na to czasu.
- Tresh, zaminuj cały korytarz. Weź wszystkie miny przeciwpiechotne, soniczne i plazmowe jakie mamy na wyposażeniu. Następnie wskazałem palcem na Faerę – A ty poszukaj najbliższego doku, który nie został jeszcze zniszczony, znajdź jakiś transportowiec, statek, cokolwiek, co pomieści naszą czwórkę. Pora się stąd wynosić.
Tak jak się obawiałem, system nie odnalazł żadnego transportowca w promieniu 10 kilometrów. Uderzyłem pięścią w ścianę i przekląłem sycząc przez zęby.
Myśl, Ashaar, myśl. Musi być jakieś wyjście.
I wtedy tuż nad głową usłyszałem ryk silników. Podbiegłem do okien wychodzących na południe budynku i przykucnięty ujrzałem jak statek przechwytujący Sithów – Furia – ląduje na lądowisku tuż pod nami. Pomysł, który na ten widok wpadł do mojej głowy był szalony, ale mógł się udać.
- Tresh, długo jeszcze? - zapytałem, nie mogąc oderwać wzroku od lądującego pojazdu. Ze środka wyszło zaledwie czterech żołnierzy wroga. Trzech z nich taszczyło coś ze statku, zaś czwarty gestykulując wydawał rozkazy.
- Skończyłem, sir – odparł podnosząc się z klęczek i dołączył do naszej trójki.
Popatrzyłem poważnie po moich towarzyszach, po czym pokazałem im Furię i opowiedziałem swój plan. Z każdą sekundą moich objaśnień ich oczy i usta otwierały się coraz szerzej. Mógłbym przysiąc, że patrzyli na mnie, jak na szaleńca.
- Mam co do tego złe przeczucia – Sato utkwił wzrok na statku kosmicznym – A jak jest ich tam więcej?
Niespodziewanie poparła mnie Faera.
- Nie mamy wyjścia. Albo my, albo oni – pokazała głową na gródź, która jak na komendę wyleciała w powietrze.
Kanonada rozbrzmiała na nowo i zanim zdążyliśmy zareagować, Tresh leżał już martwy. Strzał z ciężkiego karabinu blasterowego przebił się przez jego pole siłowe i trafił go pierś. Faera zerwała się w jego kierunku, ale chwyciłem ją za ramię.
- Nie pomożesz mu! Uciekaj! BIEGIEM! - Krzyknąłem i prowadząc ogień zaporowy, zaczęliśmy wycofywać się w głąb budynku. Gdy dotarliśmy do schodów prowadzących w dół na lądowisko, na którym znajdował się statek, usłyszeliśmy głośny pisk i seria eksplozji zatrzęsła całym budynkiem. Chwilę potem, korytarz za nami zawalił się, skutecznie odgradzając nas od pościgu tonami gruzu. Domyślaliśmy się, że to musiały być miny, które wcześniej uzbroił Tresh. Gdyby nie jego znajomość materiałów wybuchowych, nie mielibyśmy szans wyrwać się naszym oprawcom.
Lecz nie było czasu na żałobę. Nie było też czasu na napawanie się sukcesem.
Liczyła się tylko Furia i to, kogo musieliśmy zmiażdżyć, by się do niej dostać.
Schodziliśmy po schodach powoli, niemal pewni, że na dole będą czekać na nas kolejne oddziały wroga, stąd uniosłem wyprostowaną dłoń, każąc reszcie poczekać, a sam pochylony z uniesionym karabinem podbiegłem dalej i przytuliłem się do ściany. Wyjrzałem za róg. Czysto.
Faera przyklęknęła przy mnie.
- Ashaar, według planów budynku, gródź naprzeciwko schodów zaprowadzi nas na lądowisko – pokazała w kierunku północnym – Jednak, jeśli ją otworzymy, narobi tyle hałasu, że żołnierze stacjonujący przy Furii na pewno nas usłyszą.
- To jest ryzyko, które musimy podjąć. Zhakuj panel.
Sato i ja zamarliśmy w oczekiwaniu, podczas gdy nasza towarzyszka omijała zabezpieczenia potrzebne do otwarcia metalowej grodzi. Nikt z nas chyba nie przypuszczał, że przyjdzie nam włamywać się do systemów zabezpieczeń Republiki.
W końcu, po około trzydziestu sekundach, które zdawały się ciągnąć w nieskończoność, drzwi zaskrzypiały, rozwarły się i naszym oczom ukazało się lądowisko, na samym środku którego czekał nasz nowy środek transportu. Wbiegliśmy do środka, natychmiast otwierając ogień do trzech zaskoczonych żołnierzy. Żaden z nich nie zdążył nawet sięgnąć po broń, kiedy krótkie, celne serie z naszych karabinów blasterowych rozerwały ich na strzępy.
- Nie zatrzymywać się, do luku załadunkowego, już!
W tym momencie usłyszeliśmy ciężkie kroki, dochodzące z wnętrza statku kosmicznego. Z luku wyłonił się wysoki, zakapturzony mężczyzna. Spojrzał na nas, po czym zszedł z wolna po trapie, zatrzymując się między nami, a Furią.
Czerwony miecz świetlny zabłysł w jego dłoni.
Spojrzałem na swoich podwładnych – sparaliżowani strachem, nie potrafili wykonać żadnego ruchu.
Umrzemy – Pomyślałem.
I wtedy Sith zaatakował. Błyskawicznie zrobił unik przed serią z blastera i przeskakując ponad pudłami plastali, wykonał półobrót w powietrzu i kopnął niespodziewającą się tego Faerę. Ta, straciwszy równowagę runęła na metalowe płyty lądowiska, uderzając o nie głową i tracąc przytomność. Sith stanął nad nią i obrócił ostrze miecza świetlnego do dołu, zamierzając przebić nim obecnie bezbronną kobietę. Sato próbował interweniować, jednakże szybki gest dłonią, wykonany przez postać, sprawił, że potężna siła rzuciła nim w tył, wprost na składowane tam metalowe skrzynie. Żołnierz odbił się od nich, padł ciężko na ziemię i znieruchomiał. Teraz moja kolej - Pomyślałem.
Wycelowałem karabin i posłałem krótką serię w kierunku zakapturzonego. Ten natychmiast odwrócił się i z niewiarygodną prędkością odbił wszystkie wiązki lasera swoim mieczem świetlnym. Zdumiony, stałem jak wryty. Sith wyciągnął w moim kierunku rękę i uniósł mnie wysoko w górę. Zacząłem się dusić. Bezwiednie chwyciłem się za szyję i wierzgałem nogami, starając się wyrwać i złapać oddech. Wszystko na nic. Zaczęła mnie ogarniać ciemność, gdy nagle, znikąd, usłyszałem kolejną serię z blastera. Upadłem z łoskotem na ziemię i charcząc, łapczywie łykałem powietrze. Uniosłem głowę i zobaczyłem Sato, który, znalazłszy swoją broń, wystrzelił w plecy mrocznego jedi wszystkie pociski, jakie miał w magazynku. Sith zatrząsł się pod wpływem kanonady i wybijając się wysoko w górę wylądował na nim przygważdżając go do podłogi mieczem świetlnym. Żołnierz wrzeszczał, kiedy tamten przekręcał karmazynowe ostrze napawając się jego cierpieniem.
Musiałem coś zrobić. Namacawszy karabin, przyciągnąłem go do siebie i zacząłem mocować do niego granatnik. Robiąc to, jednocześnie obserwowałem całą sytuację. Sato, wyjąc z bólu, wyciągnął rękę i przytrzymując swojego oprawcę za płaszcz, zdetonował granat odłamkowy.
Eksplozja była natychmiastowa. Przez dłuższą chwilę, nie widziałem nic prócz unoszącej się wokoło mieszaniny pyłu i dymu, która teraz zaczynała już powoli opadać. Nikt nie mógł tego przeżyć, nawet Sith.
A jednak – on dalej tam był, chociaż podnosił się powoli, z ledwością łapiąc równowagę, wyraźnie osłabiony. Eksplozja zerwała z niego płaszcz, poparzyła mu twarz, ale wciąż żył. Wycelowałem w jego stronę granatnik i już miałem pociągnąć za spust, kiedy z jego dłoni, wyskoczyły błyskawice. Porażony, wypuściłem broń i padłem na kolana, patrząc jak idzie w moim kierunku. Walcząc z bólem próbowałem chwycić za karabin, ale rycerz ciemnej strony mocy był szybszy. Machnął ostrzem.
Wrzasnąłem, patrząc z przerażeniem na moją rękę, leżącą teraz na posadzce lądowiska. Sith, nie zwlekając ani chwili, przyszpilił mnie butem do ziemi i ujmując miecz świetlny w obie dłonie przygotowywał się do zadania ostatniego ciosu.
Nagle, jego miecz wyłączył się z sykiem, a on sam wygiął się nienaturalnie, po czym opadł bezwładnie obok mnie. Spomiędzy jego łopatek wystawał okrwawiony nóż.
- Chyba już nie wstanie – powiedziała Faera podnosząc mnie z ziemi. Owinęła moje ramię wokół swojej szyi i ruszyła powoli w kierunku Furii.
- Zaczekaj.
Spojrzała na mnie zdziwiona. Odpiąłem z jej paska pistolet blasterowy i wycelowałem w leżącego w kałuży własnej krwi Sitha. Pociągnąłem za spust. Jego głowa wyparowała.
- Tak dla pewności.
Kiedy weszliśmy na pokład, okazało się, że statek przechwytujący był pusty i przygotowany do wylotu. Tak, jakby czekał już tylko na nas. Faera posadziła mnie na fotelu obok fotela pilota i pomogła mi zdjąć hełm. Odetchnąłem z ulgą, gdy zamknęliśmy luk załadunkowy i usłyszałem znajomy dźwięk odpalanych silników.
Zastanawiałem się, czy krążowniki Sithów nie rozerwą nas na strzępy, gdy będziemy próbowali przebić się przez ich blokadę. Cóż, nie pozostało nam nic innego, jak tylko przekonać się o tym na własnej skórze.

Praca na konkurs "Moja historia w świecie Star Wars: The Old Republic", która w ogólnym rozrachunku zajęła drugie miejsce :)
Ostatnio zmieniony czw 01 sty, 1970 przez AT, łącznie zmieniany 2 razy.
"In his house at R'lyeh dead Cthulhu waits dreaming."
H.P. Lovecraft
Zablokowany

Wróć do „Opowiadania”