Jak wspomniałem w pierwszym poście tego tematu, książka The True Story Behind Biohazard wydana w Japonii i nigdy nie przetłumaczona oficjalnie na język angielski zawiera opowiadanie „Biohazard: The Beginning”. Opowiadanie to zostało przetłumaczone (niestety nie w całości
) przez fanów na język angielski, ja natomiast postarałem się przetłumaczyć te fragmenty na język polski.
Akcja opowiadania ma miejsce przed incydentem w willi Spencera, a narratorem jest Chris Redfield. Ważny tekst dla fanów interesujących się fabuła Resident Evil.
Na początek rozdział pierwszy z trzech. Jutro dorzucę drugi, który już kończę tłumaczyć, a za kilka dni trzeci.
Miłego czytania
BioHazard - Początek
Autor: Hiroyuki Ariga
Rozdział pierwszy - Telefon w środku nocy
Nie ma nic gorszego niż telefon w środku nocy... Gdy odbieram taki telefon przeważnie jest to jakaś zła wiadomość, ewentualnie mój rozmówca okazuje się na przykład pijanym facetem, który pomylił numer wydzwaniając do swojej kochanki. Zawsze się wtedy denerwuję i można powiedzieć, że odczuwam strach przed tymi nocnymi telefonami. Już prawie od pięciu lat...
Wtedy to odebrałem telefon, w którym policja poinformowała mnie o śmierci rodziców. Moja matka i ojciec udawali się na urlop. Podczas jazdy autostradą ich samochód został zmiażdżony przez ciężarówkę. Ciała rodziców były tak zmasakrowane, że dla pewności wykonano ekspertyzy dentystyczne potwierdzające ich tożsamość. Telefon zawiadamiający mnie o tym zdarzeniu, odebrałem o drugiej w nocy...
Krótko po tym wstąpiłem do STARS - jednostki specjalnej policji w Raccoon City. Ta elitarna jednostka zajmowała się najtrudniejszymi policyjnymi sprawami, seryjnymi zabójstwami czy zbrodniami ze szczególnym okrucieństwem. Naszym zadaniem było przeciwdziałanie zorganizowanej przestępczości, terroryzmowi, ochranianie świadków, odbijanie zakładników...
Nieporównanie więcej zbrodni popełnianych jest nocą. Większość ludzi wtedy śpi, więc zazwyczaj nie ma żadnych świadków takich przestępstw. Trudno złapać wtedy kogoś na gorącym uczynku... Czasami zwłoki ofiar morderców pozostają nieodkryte do rana i gdy przybywamy na miejsce są już sztywne jak deska. Ostatnio miałem właśnie do czynienia z serią takich tajemniczych morderstw...
Tak... telefon w nocy nigdy nie wróży nic dobrego, a właśnie dwadzieścia minut temu odebrałem taki telefon. Śniłem, że jestem gwiazdą rocka, obleganą przez rzesze fanek, gdy nagle zbudził mnie telefon od Billy'ego, mojego najlepszego przyjaciela z czasów szkolnych. Każdy chyba lubi gdy dzwonią do niego przyjaciele, nawet w środku nocy, ale to nie było zwykłe połączenie. Chyba, że... rozpoczęto instalowanie telefonów w trumnach...
Billy, został przecież pochowany trzy miesiące temu!! Rozmawiałem z duchem??
Głos dobiegający ze słuchawki mówił: "
Chris... Chris, to ja Billy. Proszę, pomóż mi..."
"
Co?? Billy, to Ty? Co to za żarty..." - odpowiedziałem.
Ilustracja 1
Mój stary kumpel Billy był naukowcem pracującym dla korporacji farmaceutycznej Umbrella, jednej z największych tego typu na świecie. Trzy miesiące temu dostał przeniesienie z Raccoon City do laboratorium korporacji w Chicago. Podróż miał odbyć wraz z innymi naukowcami na pokładzie samolotu należącego do Umbrelli. Godzinę po starcie wieża kontrolna straciła samolot z radaru i łączność z maszyną.
Następnego dnia rano kuter płynący po jeziorze Michigan natknął się na pływające szczątki samolotu i ciała ośmiu ofiar katastrofy. Ciał pozostałych dwunastu osób przebywających na pokładzie odrzutowca nie odnaleziono. W tym również ciała Billy'ego.
Założono, że ich zwłoki opadły na dno głębokiego jeziora wraz z wrakiem samolotu. Poszukiwania wstrzymano i sprawę zamknięto, a teraz ten telefon... To na pewno jakiś żart..
"
Kimkolwiek jesteś, masz chore poczucie humoru" - powiedziałem. Gdybym wiedział kto to, udusiłbym tą osobę gołymi rękoma.
"
Chris, przysięgam, że to naprawdę ja, Billy..." - usłyszałem odpowiedź.
Starałem się teraz poznać dzwoniącą osobę po głosie i rzeczywiście był bardzo podobny do głosu Billy'ego jaki pamiętałem.
"
Skoro jesteś Billy'm to powiedz jak przeżyłeś katastrofę samolotu?" - spytałem.
"
Nie było mnie w samolocie, który się rozbił, Chris. Odrzutowiec korporacji po starcie został skierowany na prywatne lotnisko. Tam część naukowców, w tym mnie, wysadzono i przywieziono samochodem z powrotem do Raccoon City. Samolot wystartował i rozbił się, gdy mnie nie było już na pokładzie!".
W tym momencie, naprawdę uwierzyłem, że rozmawiam z moim przyjacielem.
"
Co się dzieje Billy? Dlaczego korporacja, wysłała Cię do innego miasta, a potem potajemnie przywiozła z powrotem? Dlaczego nie poinformowano Twojej rodziny, że żyjesz?? Nic nie rozumiem...".
"
Musiałem zniknąć" - odpowiedział Billy.
Usiadłem na łóżku i spojrzałem na zegar. Była pierwsza w nocy. Spałem tylko kilka godzin. Czyżby cała ta historia mi się śniła? Chyba nie jest to efekt wypicia kilku drinków wczorajszego wieczora... Gdy się tak zastanawiałem, Billy kontynuował: "
Zakładam, że korporacja Umbrella miała ważne powody, aby zejść do podziemia i ukryć nas przed światem. Myślę, że nic dobrego z tego nie wyniknie Chris. Stałem się częścią czegoś co jest wielkim błędem..."
Otworzyłem butelkę wody mineralnej i wypiłem kilka głębszych łyków. O jakim błędzie mówi Billy?
"
Chciałbym Ci o wszystkim powiedzieć Chris, ale nie mogę przez telefon. Rozumiesz??".
"
Prawdę mówiąc nie rozumiem, dlaczego mój przyjaciel tak się zachowuje" - odpowiedziałem.
"
Chris, ja znam ich sekret. Najbardziej przerażający sekret jaki można sobie wyobrazić".
"
Jaki sekret? O czym Ty mówisz?".
"
Znam tajemnicę seryjnych morderstw i zaginięć, którą próbujesz rozwiązać".
"
Nie graj ze mną Billy. Musisz podzielić się ze mną wszystkim co wiesz!".
"
Dobrze. Jesteś jedyną osobą której mogę zaufać, ale nie przez telefon. Linia może być na podsłuchu".
"
Na pewno nikt nas nie podsłuchuje Billy...".
"
Nic teraz nie powiem!" - odpowiedział wyraźnie zdenerwowany.
"
Co chcesz więc zrobić?" - spytałem.
"
Musimy się spotkać. Tylko Ty i ja".
"
Dobrze, powiedz tylko gdzie i kiedy".
"
Spotkajmy się w parku nad jeziorem Victory. Wiesz gdzie? Jezioro na północ od Raccoon City. Przyjedź najszybciej jak to możliwe!".
"
Po co ten pośpiech?" - spytałem.
"
Ci ludzie będą chcieli mnie zabić...".
Ilustracja 2
Odpowiedz Billy'ego zwaliła mnie z nóg. Przed chwilą odzyskałem przyjaciela i za chwilę miałby znowu umrzeć?!
"
Już się zbieram Billy. Będę tam za trzydzieści pięć-czterdzieści minut".
Mój przyjaciel nic już na to nie odpowiedział. Usłyszałem jeszcze coś... coś jakby oddalony krzyk i Billy rozłączył się. Tak zakończyła się moja rozmowa z "duchem"...
Nałożyłem to samo ubranie, które ściągnąłem dwie godziny temu kładąc się spać, zabrałem szybko z lodówki kolejną butelkę wody mineralnej i wypiłem połowę jednym wielkim haustem. Drugą połowę butelki dla szybszego otrzeźwienia, wylałem natomiast na głowę w drodze do mojego samochodu. Lepiej być mokrym i żywym, niż suchym i martwym, pomyślałem.
Wsiadłem do mojego Shelby Cobra i ruszyłem z piskiem opon w kierunku jeziora Victory. Bez problemu powinienem dojechać tam w czterdzieści minut. Moje autko dowiezie mnie wszędzie gdzie zechcę... Jadąc przez śródmieście siłą rzeczy musiałem jednak trochę spuścić z tonu i często wciskać pedał hamulca.
Gdy siedziałem za kierownicą, zamyśliłem się, wracając do przeszłości mojej i Billy'ego. On i ja byliśmy nierozłączni w czasach szkolnych. O moim przyjacielu można było powiedzieć, że był wzorem ucznia. Nigdy nie miał problemów z egzaminami, podczas gdy ja... wręcz przeciwnie. W dodatku często zdarzało mi się lądować na dywaniku u dyrektora za różne wyskoki. Mimo, że byliśmy tak różni, razem tworzyliśmy "wybuchową mieszankę".
Po ukończeniu szkoły, Billy studiował na Massachusetts Institute of Technology. Ja, wiedząc, że nie mam szans na studiach, postanowiłem związać swoje życie z wojskiem i tak rozpoczęła się moja kariera w Siłach Powietrznych Stanów Zjednoczonych. Nie widzieliśmy się wtedy przez cztery lata. Co jakiś czas pisałem do niego listy, ale... on nie odpisywał... Nauka, zabrała mi przyjaciela.
Kilka miesięcy po skończeniu studiów Billy dostał etat w placówce korporacji Umbrella w Raccoon City. Rok po nim do tego miasta przybyłem ja i stałem się członkiem elitarnej jednostki STARS. Szybko wznowiliśmy przyjaźń, widywaliśmy się często, ale Billy dostał przeniesienie do Chicago... Nie ucieszyła go ta wiadomość. Stał się cichy, zamyślony, smutny... Wtedy widziałem go po raz ostatni. Zawsze zastanawiało mnie, czemu nie odpisał na ani jeden mój list... Pomyślałem teraz, że może już w czasie studiów narobił sobie jakichś problemów, które teraz go dosięgnęły na dobre?
Wreszcie wyjechałem z miasta. Teraz droga biegnie niemal idealnie prosto, bez żadnych ostrych zakrętów, a ponieważ ruch o tej porze był żaden, znowu mocniej docisnąłem pedał gazu. Mój Shelby odpowiedział ostrym rykiem ośmiocylindrowego silnika i poczułem jak moje ciało wciska się w fotel. Wskazówka prędkościomierza pokazała ponad sto mil na godzinę.
Ilustracja 3
Po kilku minutach wyczynowej jazdy, spostrzegłem pierwsze wzgórza zwiastujące ostre zakręty, co bardzo "ułatwiło mi" ściągnięcie nogi z gazu. Zbliżałem się do gór Arklay. Droga stała się teraz stroma, ale ja bardzo nie zwolniłem. Uwielbiałem jazdę w górach. Pokonywałem jedną serpentynę za drugą i kolejną i następną, aż ręce bolały od kręcenia kierownicą.
Gdy wychodziłem z ostrego zakrętu w blasku reflektorów zobaczyłem kobietę, która nie stąd ni zowąd stała na środku jezdni. Jechałem z prędkością około siedemdziesięciu pięciu mil na godzinę. Wcisnąłem pedał hamulca, ale byłem zbyt blisko. Wiedziałem, że nie dam rady się zatrzymać. Skręciłem kierownicę i mijając o włos kobietę wpadłem w poślizg lądując na poboczu drogi.
Silnik mojego Shelby zgasł. Siedziałem w nim kilkanaście sekund zastanawiając się czy wszystkie moje kości są całe. Wokół rozchodził się zapach spalonych opon. To ewidentnie nie był mój dzień... Pomyślałem o kobiecie i wyszedłem z auta, aby sprawdzić, co się z nią stało. Leżała na jezdni, kilkanaście stóp od auta, chociaż nawet jej nie drasnąłem. Podszedłem do niej i z przerażaniem zauważyłem, że całe jej ciało pokryte było otwartymi ranami!
Wyglądała naprawdę strasznie. Miała otwarte złamania, a z ciała tryskały gejzery krwi. Uklękłem przy niej, złapałem za dłoń. Kobieta żyła i próbowała coś mówić. Zrozumiałem tylko jedno słowo - "Pomocy". Nie umiała mówić. Jej gardło było rozerwane, jakby coś ją... ugryzło i próbowało wyszarpać kawał mięsa. Podobne ślady miała na karku, jakby
rekin wgryzł się w jej ciało. Przez całą swoją karierę w wojsku i STARS nigdy czegoś takiego nie widziałem.
"
Dobry Boże, co tu się stało..." - wyszeptałem.
Moje ręce pokryte były lepką krwią. Nie mogłem na to patrzeć, nie mogłem znieść tego zapachu i wtedy usłyszałem krzyk. Odwróciłem się w stronę skąd dobiegł i dopiero teraz zobaczyłem, że kilkanaście metrów ode mnie leży na dachu rozbity kabriolet.
Wokół niego kręciło się jakieś zwierzę. W blasku księżyca nie wiele było widać, ale wyglądało jak pies. Bardzo duży pies... Po chwili zauważyłem, jednak, że nie jest to zwykłe zwierzę, tylko jakaś wyrośnięta i wściekła bestia. Ktoś nadal był we wraku, znowu krzyknął, a pies wtargnął do środka rozbitego pojazdu i po chwili szarpaniny krzyki ustały...
Podbiegłem do swojego auta i wyciągnąłem swoją Berettę. Oddałem strzał w powietrze. Bestia nie przestraszyła się jednak. Wręcz przeciwnie, zwróciła na mnie teraz swoją uwagę. Miała piekielnie czerwone oczy i pożółkłe kły, które wydawały się wielkie jak u tygrysa.
Ilustracja 4
Potwór zawył jak wilk, zeskoczył z maski rozbitego wozu i zbliżał się do mnie. Zauważyłem, że trzyma coś w pysku. To było ludzkie oko, które po chwili rozgryzł i połknął. Poczułem, że włosy jeżą mi się na głowie...
"
Spokojnie, Chris, spokojnie, Ty masz broń, a on nie" - pocieszałem się.
Poczułem teraz jego zapach, a właściwie odór. Śmierdział zgniłym, trupim mięsem...
Chwyciłem mocniej pistolet i wystrzeliłem prosto w to coś. Rozległ się huk, pocisk trafił potwora i... NIC!
NIC!!
Nie ma krwi, nie ma rozerwanego ciała! Nie chybiłem, wiem, że nie chybiłem. To niemożliwe... Nie było żadnej dziury po kuli! Mój strzał nie zrobił na zwierzęciu żadnego wrażenia. Co to za bestia?!
Po chwili wystrzeliłem cały magazynek w kierunku potwora, jak jakiś szaleniec, ale nie zrobiło to na nim wielkiego wrażenia. Cofnąłem się do swojego auta, aby przeładować broń i wtedy zauważyłem, że bestia straciła zainteresowanie mną.
Zawyła raz jeszcze, przeskoczyła przez maskę mojego Shelby i uciekła wgłąb lasu.
Przez chwilę siedziałem ukryty za samochodem, nie wiedząc czy już jestem bezpieczny. Wyjąłem z Beretty pusty, ciepły jeszcze magazynek i załadowałem nowy. W końcu wyszedłem z ukrycia i zbliżyłem się do rozbitego kabrioleta.
Kierowca oczywiście nie żył, rozerwany na strzępy podobnie jak kobieta, którą wcześniej widziałem. Dosłownie brakowało mu połowę twarzy. Tylko jedno oko zwisało z oczodołu, a między fragmentami rozbitej czaszki widać było lekko różowy, błyszczący mózg. Całe ciało drżało jeszcze i wyglądało, jakby wyszło z maszynki do mięsa. Właściwie nie przypominało już z wyglądu człowieka. Ta bestia musiała mieć niesamowitą siłę, aby dokonać czegoś takiego...
Schowałem broń, wróciłem do samochodu i zapaliłem papierosa. Skontaktowałem się z posterunkiem w Raccoon City zawiadamiając o tym co się tutaj stało.
Widziałem wiele wypadków śmiertelnych w ostatnim czasie. Dziwnych wypadków śmiertelnych. W sumie było ich pięć, nie licząc tej dwójki, która dziś zmarła na moich oczach. Pierwszy raz zdarzyło się to pół roku temu i jak widać trwa do dziś. Do tej pory myśleliśmy, że to jakiś psychopata morduje ludzi. Prasa ciągle na nas naciskała, zarzucając, że nie pracujemy odpowiednio szybko, aby sprawnie rozwiązać tą zagadkę. Tymczasem policja nie miała nawet motywu tych zbrodni.
I teraz to...
Po kilkunastu minutach usłyszałem dźwięk syren radiowozów policyjnych. Byli jeszcze o parę minut stąd. Postanowiłem, że nie będę dłużej czekał. Odpaliłem mój samochód, wróciłem na jezdnię i ruszyłem w dalszą drogę do Jeziora Victory. Myślałem, że będę na czas, a jestem bardzo spóźniony...